sobota, 4 października 2008

Odświeżanie cz. 3

Boooszzzz.. mam nadzieję, że skończę to dzisiaj, i dzisiaj to zacznę (23:22)

Tak więc, jak się okazuje jestem dumnym uczniem eLO imienia Dżona Kochanoffskiego w Łarszau, pominę to, że załamałem się, gdy dowiedziałem, się że dostałem się właśnie tam. Oraz to, że z góry przyjąłem, że moja klasa to będzie banda idiotów, ale nie takich jak w gimnazjum tylko takich z którymi się nie da pogadać. Jak się potem okazało, to jest banda idiotów, lecz zupełnie inna.
W każdym razie, przez całe wakacje jechałem w przekonaniu, omg po co się poznawać i tak dalej, skoro spędzę z nimi najbliższe 3 lata, do tego doszło jeszcze, pff skoro i tak, we wrześniu przeniosę się do Batorego. Myślałem tak również 31 sierpnia be-er. Kiedy to, szczęśliwy, że mam tydzień dłuższe wakacje, wyjechałem sobie z tą bandą idiotów do obozu.

Będąc już na dworcu, szukając tabliczki ze swoją klasą, całe szczęście, że pamiętałem, po podejściu do nich, zauważyłem, że każdy tu jest pewną indywidualnością. Oczywiście było parę osób, których zachowanie pokazywało w pełni, że są tacy jacy są, ale w większości, hmm, większości to nawet nie pamiętam.
Jadąc tam gdzieś na zadupie, jak potem doszliśmy do wniosku, do 'Żabiej dupy' rozdzielili nas, 11 chłopaków na pokoje. 7+4. Mi trafiła się siódemka, CHWAŁA!
Od razu po wejściu do pokoju, rozejrzeniu się, stwierdziliśmy, że postawimy na integrację. Tak więc, przenieśliśmy wszystkie 7 łóżek do jednego pokoju (a mięliśmy 2) wywaliliśmy stół i całe 6 krzeseł to tego 1szego i zrobiliśmy sobie jak miało być na początku salę kinową.
Baliśmy się ruszać szafę, żeby się nie rozpadła, a jeszcze nie wiedzieliśmy gdzie jest tartak w mieście, więc, kwestia bezpieczeństwa. Oczywiście wszyscy mówili, że jeej, ale tu duchota zaraz będzie, że nie da się spać, ale okno robi swoje.

Najlepsze było, również to, jak spaliśmy.
Było 5 łóżek w poprzek pokoju, tak że tworzyły jedno wielkie, i dwa wzdłuż, na dwóch końcach.
Powierzchnia kołdry przykrywająca użytkownika była odwrotnie proporcjonalna do odległości od okna. Tak więc. Boro, który spał pod oknem, był zawsze cały przyktyry, Jezus, w łóżku wzdłuż koło okna, chyba też. Kuba który spał obok Bora, na tym długim, był przykryty tak w 75% Pierwszy, 50%, Kolaż, spał pod poszewką, a Stolec spał bez kołdry. Jedynym wyjątkiem od tej reguły, byłem ja, śpiący na łóżku wzdłuż od ściany, ja spałem jak Boro.
Przy przenoszeniu łóżek, pierwsze jakie przenosiliśmy ze świetlicy, do sypialni, rozpadło nam się. Montarz bez klejowy-Ikea. Tak więc po zdobyciu Ekspirjensa, z meblowania pokoju, z drugiego łóżka wyciągnęliśmy materac i słychać, że coś spada na podłogę. Podnosimy, i co widać? iPod! a raczej, iKalk, gdyż był to kalkulator. Po przemeblowaniu, mięliśmy jeden pokój zawalony łóżkami, i posiadający 6 krzeseł i 2 stoły.
Wszyscy, zmęczeni leżeli na łóżkach, Jezus wziął urządzenie programujące (agrafkę) i po
usunięciu BIOSa (baterii) z iKalk'a zaczął go programować. Zaprogramował nazwę, która subtelnie odbijała się na wyświetlaczu, oraz logo firmy (ugryzione jabłko z listkiem + nazwa 'Apyl') z tyłu na obudowie. Doszliśmy do wniosku, że iKalk jest niezniszczalny, więc spokojnie można było nim rzucać o ścianę, spuszczać coś na niego, zalewać i tak dalej, i się nie psuł, bo jak ma popsuć się coś, co nie działa, to znaczy, działa ale jeszcze nie wiadomo jak.
Potem był obiad i genialny tekst Stolca, który się spóźnił lekko:
'To, może taki żart, smacznego'
Wielu może zastanawiać się czemu Jezus, otóż wygląda tak. A poza tym, Ziemowit, jak jeden z wielu, wszedł do naszego pokoju i powiedział, coś... 'Synu boga niepokalany!' , bo Jezus cośtam robił z iKalkiem.




Jako, iż nasz pokój był idealnym miejscem do spotkań - świetlica - cała klasa zwaliła nam się do pokoju, i ustalili, że za 5 minut przychodzą, żeby zrobić spotkanie klasowe, to powiedzieliśmy im, żeby wzięli ze sobą krzesła, tak więc, mięliśmy ich 30
Jednak brak krzeseł to nie był jedyny nasz problem, w całym ośrodku nie było zasięgu, więc, postanowiliśmy, że miejsca naszego pokoju w których takowy występuje oznaczymy czarnymi krzyżykami, z taśmy. Po pewnym czasie w naszym pokoju było wiele czarnych krzyżyków w dziwnych miejscach.



Drugiego dnia, mięliśmy, matematykę. 3 godziny kucia, bez przerwy. Potem mięliśmy zapewnioną taką integracje, jak żadna inna klasa. Wieczorem wszyscy zwalili się do nas do pokoju, bo następnego dnia miała być kartkówka. Wieczorem przyszedł do nas kolo od włefu, i spytał się czemu oni siedzą jeszcze u nas, powiedzieliśmy, że z okazji jutrzejszej kartkówki pozwolili nam się jeszcze pouczyć. Spytał się kto jest naszym wychowawcą, odpowiedzieliśmy mu, że go tu nie ma. A on spytał się czemu. Ktoś mu tam powiedział, że dlatego że nas nie lubi.
5 minut później wbija się Żorż (nasz opiekun) z groźną miną i pyta się co my powiedzieliśmy, panu od wuefu. Wszyscy takie wielkie WTF? a on że teraz chodzi i mówi po całym ośrodku, że nasz wychowawca nas nie lubi. Więc wytłumaczyliśmy mu o co chodziło, spojrzał się na nas i zrezygnowany wyszedł.

Dnia 3ciego, wycieczka do Zakopanego, niby całodniowa, ale oczywiście czas na kartkówkę z matmy był, na test z angola też. Tak więc napisaliśmy. Pierwszemu, zawaliło się łóżko, więc złożyliśmy dechy w kupę i cisnęliśmy koło szafy. I jak co wieczór wszyscy zwalili się do nas do pokoju. Pod wieczór udali się do sklepu stolarskiego i kupili klej, żeby skleić łóżko Pierwszemu.

W środę pojechaliśmy do Wadowic, co było okropne, takiej komerchy nigdy nie widziałem.
Jadąc autobusem, rozmawialiśmy o różnych rzeczach jakie robiliśmy związane z chemią (biol-chem) no i jednej się to strasznie spodobało, kupiła kole i mentosy i wieczorem odpalili. Chcieliśmy jeszcze zrobić działo na ziemniaki, ale perspektywa ruszenia się, czyli wykonania pracy (siła razy przesunięcie) nas zniechęciła. Za to skleili łóżko Pierwszemu.
Wieczorem, zaś wpadł do nas w nocy szerszeń. Stolec, przyciął mu głowę żyrandolem, lecz nie chciał zdechnąć. Tak więc, przykleiliśmy go klejem do żyrandola i zostawiliśmy na noc.
Następnego dnia ściągnęliśmy go stamtąd, najpierw spaliliśmy na karce, później chcieliśmy urządzić mu godny pogrzeb.
Stworzyliśmy kondukt.
Pierwszy szedł Jezus z szerszeniem na iKalku
Drugi szedł Owca z zapałkami
Trzeci Kolarz z silikonem w ręku
Czwarty, Pierwszy który płakał
A ja szedłem ostatni z gitarą grając 'Marsz pogrzebowy'
Szliśmy tak przez cały hotel, miny recepcjonistów oraz przechodniów było bez cenne!
Doszliśmy do grylla, postawiliśmy iKalka, gdzie zasilikonowaliśmy szerszenia, podpaliliśmy, Pierwszy wygłosił przemówienie, a Jezus zagrał mu jego ulubioną piosenkę 'Dom wschodzącego słońca'

Szóstego dnia mięliśmy zajęcia integracyjne.
Poza tym, że OlkachybaŁ przyniosła nam banana z obiadu i go zostawiła, pytała się czy nikt nie chce, nikt nie chciał to go zostawiła, z resztą wszyscy tak robili ze śmieciami, ktoś coś przyniósł, bo się kończyło, poczęstował wszystkich, albo sam zjadł, śmieć zostawał u nas, wracając do banana, przyniosła go, to owinąłem go taśmą i przykleiłem do drzwi. Potem Jezus wycisnął go do zlewu gdzie sobie reagował z tlenem, wyglądał okrooopnie ^^
Samą skórkę w taśmie zostawiliśmy na oknie, gdzie się wylała (sok) i zaschła. Ale to nie był jedyny przejaw znęcania się nad owocami. 2giego dnia na obiad dostaliśmy jabłka, owinęliśmy je taśmą i zamontowaliśmy w iKalku jako stacje dokującą. po 3 dniach się zepsuła, głupia! a iKalk jest niezniszczalny.
Wszedł do nas włefista. Zapalił światło i zrobił nam plujnie czemu jeszcze nie jest zgaszone.
Po czym, przypluł się tego, że mamy komunizm w pokoju. Nie zauważył tego, że dwa kroki przed nim Pierwszy leżał na podłodze.

a Siódmego wyjazd + pokazy klas.
Na pokazy klas niosłem gitarę i grałem sobie Marz pogrzebowy, potem mnie ochrzanili, że smęcę to grałem coś innego.
Obiad mięliśmy nie na stołówce, bo stypa była. Tylko w sali od matmy. Tak więc jemy sobie jemy
a Kuba: No chyba sobie dołożę
Ja, wybucham śmiechem, wskazuje na niego i na całą salę: Słyszeliście go? Chce sobie dołożyć.
I wtedy tamten taki brecht, po czym zrezygnował z dokładki.

Pierwszego dnia, wieczorem, rozegraliśmy partię wojny na 4 talie, armia zbawienia (Jezus team) kontra armia szatana (Boro był saztanem). 4/4
Armia Jezusa nie straciła żadnego członka, a u Szatana zostało nas dwóch, ja i Szatan, więc zaczęliśmy kantować. Wkrótce okazało się, że Judasz (Sonia) też. Nie było zwycięscy, ważne że Jezus przegrał.

Pewnego razu, jak obmawialiśmy przedstawienie, pomyśleliśmy, że stworzymy wielkie działo na ziemniaki i wystrzelimy Ziemowita, bo w przedszkolu mówili na niego ziemniak, ale nie było w co. Na szczęście akurat wtedy weszli jacyś z matfizu, przez 5 minut ustawialiśmy ich z Jezusem w trójkąt, żeby zobaczyć jak się prezentują, po czym Jezus wstał i ustawił ich ręcznie. Kręgle już mięliśmy, teraz brakowało nam tylko działa...

Pierwszego dnia, Jezus zakładał sobie strunę e. Pierwszy powiedział: Zaraz pójdzie. I tak się stało, od tego momentu Pierwszy był Pierwszym, dla niedomyślnych, apostołem. Jezus parę razy próbował zakładać te strunę, ja też, ale ostatecznie to Pierwszy został monterem struny. Pewnie powiedział na spontanie 'uda mi się' no i się udało.

Do tego Jezus kupił sobie 5cio litrowy baniak wody, który pieczołowicie chciał zamienić w wino.
Doszliśmy do wniosku, że ma 70% wina w organizmie (70% człowieka to woda), a skoro jesteśmy już tak blisko Biblii. Pierwszego dnia, Na kolacji, Jezus wziął chlebak, po czym powiedział:
'Bierzcie i jedzcie z tego wszyscy'
^^



Pewnego dnia, Jezus kupił 5 paczek czitosów keczupowych i tworzyli piosenkę.
Napisali 1 zwrotkę w bardzo długo. Po czym wchodzę do pokoju (po pewnym czasie miałem dosyć zapachu czipsów) i słyszę, krótkie Jezusa: słuchaj!
Zagrali, zaśpiewali. Po czym Jezus spytał się mnie czy mi stoi.
Doszli do wniosku, że piosenka nie jest dobra dopóki mi nie stanie (a znakiem tym, miał być uśmiech) Nie śmiałem się, więc piosenka jest zła. Jezus tak siedzi, siedzi patrzy się na mnie, zaczyna grać, z kompletnie nowym txtem tam coś było
'Olkowi, wciąż nie staje
Więc musimy dalej grać
(...)'
Po czym się stwierdzili, że mi stoi (śmiałem się), niestety txt nie mógł zostać, mimo że piosenka była dobra, txt nie pasował do koncepcji

Wszystkim którzy się pytali, czemu Pierwszy śpi na podłodze mówiliśmy, że Pierwszy boi się potworów spod łóżka i że musi byś tamto łóżko, żeby za bardzo się nie rozpędziły.
A tak btw. Mimo starannego sklejenia łóżka, ostatniego dnia i tak się rozpadło. Zajęcia ze stolarki poszły na marne :(

Stolec kupował bańki mydlane, które są nawet teraz nieodłącznym elementem naszej klasy.
Nie bylibyśmy biolchemem, gdybyśmy nie robili doświadczeń. Kupiliśmy glicerynę i KMnO4 i odpaliliśmy to sobie w pokoju ostatniego dnia, jak już posprzątaliśmy.
A skoro mowa o sprzątaniu, to w całym pokoju mięliśmy syf, mówiłem że każdy u nas zostawiał swoje śmieci. Lecz na koniec, po przemeblowaniu wszystkiego z powrotem, okazało się, że to właśnie tam, w sypialni, mięliśmy największy syf.