wtorek, 22 czerwca 2010

Master of Puppets.

Na swoje zielone oczęta zobaczyłem tego człowieka na kilka godzin przed tym, niż powinienem. Dżinsy, sweter - jakoś specjalnie się nie wyróżniał. Niewiele robił, a jeśli już, to nie było to coś niezwykłego. Serj Tankian, naprawdę wygląda jak normalny człowiek. Ma dwie ręce, dwie nogi.. CO WIĘCEJ! ma też trochę włosów (nawet całkiem sporo), do tego:
dwoje oczu, uszu, parę innych podwójnych rzeczy,
trochę więcej niż dwa, ma palców, z tego co widziałem po 5 w każdej ręce.
Nie jest przesadnie wielki, jednak porównywanie jego wzrostu do Kaczyńskich też byłoby lekką przesadą. Taki O.! sobie przeciętny Tankian.

Jak się okazało 20ego czerwca, ten zwykły człowiek miał koncert w parku Sowińskiego. W parku, który dotąd kojarzył mi się z coverem Metallic'i wykonanym przez jakieś dzieci, które wygrały 'MTV Rockuje', kojarzył mi się z Cool Kids of Death, piekielnie nudnym i nieporywającym Cool Kids of Death oraz z twardą, ale za to 'siedzeniodajną' kostką brukową. Nie wiedziałem jak wielki on jest, gdyż nigdy nie widziałem go po brzegi wypełnionego ludźmi. A Amfiteatr ów, wygląda wspaniale.
o 18 59 był pusty, jednak minutę później zaczęły pojawiać, wrrrrć, pędem, na połamanie nóg czy twarzy zaczęli wbiegać tam ludzie tylko po to, by za 30 minut, nikt więcej, nie mógł już się tam zmieścić. Patrząc na nich, jak biegli, pomyślałem 'nie'. Jassne.

Wszystko miało się zacząć o 20...
O 20 prosiłem swój mózg, by na tę chwilę odłączył mi uszy, prosiłem, bym chociaż na te parę minut nie słyszeć, tak bardzo obawiałem się, że znienawidzę płytę 'Elect the Dead', tak bałem się że znienawidzę słyszenia, że gotów byłem poświęcić ten moment i zrezygnować z euforii jaką powoduje słyszenie świata. Poza tym robiło mi się głupio, gdy słyszałem coraz to nowe:
[Serż,! ser,! ser,! ser,! ser!]
[Laj,! (...),! laj, laaaaj,! la-aaj,! laaaaaaaaaj!].
[Iven doł ju kenanf ord, skaj jis ołver]
[Bejbe, mabejbe, bejbe, mabejb! bejbe, mabejb a mis juu, ląląląlą]
Utwory, które zaraz tak pięknie miały być zagrane przez, hm, miliard osób, były katowane przez grupkę ludzi, którzy mi, i mi podobnym, wyrabiają status, brudnego metala. (czas już ściąć włosy?)

Około 20 30, weszła na scenę orkiestra, dyrygent, gitarzysta, pianista.. niekoniecznie w tej kolejności. Zaczęli grać, a zaraz potem zobaczyliśmy, normalnego człowieka, w białym smokingu.
I tu mam problem, bo nie wiem co dalej.
Zaczął śpiewać, a tłum razem z nim. Było inaczej. Nikt, nie skakał, wszyscy stali, wlepiając wzrok W CZŁOWIEKA!; nikt nie skakał - każdy 'śpiewał'. 'Śpiewał', i to, z taką zaciętością, że trzeba było go - ten tłum - uciszyć, by przekazać mu cokolwiek. Serj miał recytować (pewnie wiersz, bo taka jest jego poezja, ale nie zaryzykuję) tekst o tym że tworzymy sobie sami granice... i pewnie wiedziałbym coś więcej, gdyby pewien wyegzaltowany pan, który pojawił się tuż koło mnie zaraz po pierwszych nutach - nie mam pojęcia skąd, pan, który połączył swoją duszę z nikim innym jak tylko z gościem, który trzyma mikrofon, gdyby nie ten pan, gdyby nie on mówiący 'ciekawe co on gada, nic z tego nie rozumiem', gdyby nie zagłuszył mi ostatnich paru zdań tamtego monologu, który i ja jak wielu innych spijali z ust czy wyłapywali z głośników gościa z mikrofonem. A naprawdę chciałem zapamiętać z tamtej chwili coś więcej niż 'nic z tego nie rozumiem', zwłaszcza, że rozumiałem!

Wydaje mi się, że publiczność - my, byliśmy trochę bardziej żywi niż ci z Oakland, gdzie Tankian nagrywał EtD symfonicznie. Przy 'Empty Walls' nie miało szans zaistnieć zdanie 'C'mon Warsaw, I won't sing this song alone'. Jak zaszokować 2,5tys. ludzi? Jemu wystarczyło zejść ze sceny. I wszyscy jak jeden mąż krok w przód i byle bliżej, nawet nie zdążyłem pomyśleć 'nie'.

To świetne, że ktoś z twarzą kreta, śpiewający piękną czystą koziną, ktoś kto po spokojnym beczeniu na pastwisku, bez żadnych problemów wydaje z siebie dźwięk zarzynanej świni potrafi sprawić, że aż tylu ludzi będzie... szczęśliwych? - samą swoją obecnością. Niektórzy mogą to krytykować, ja osobiście lubię ten zwierzyniec