Opowiem wam pewną historię.
Dawno temu, bardzo dawno temu, choć równie dobrze to może być jutro, albo dzisiaj. Czym bowiem jest czas? Gdy mówię, że coś dzieje się teraz, od razu staje się to przeszłością. Nie ma żadnego teraz, teraz istnieje tylko...! Teraz staje się wczoraj chwilę po tym jak było teraz. A czas, który będzie za chwilę od teraz będzie teraźniejszością za chwilę i przeszłością za dwie.
Bardzo dawno temu, 5 minut temu działo się to o czym za chwilę się dowiedzie.
Jam bard w którego głowie istniało ów królestwo. Nie było ono wielkie, ogólny zarys jest prosty. Na wzgórku, lekko pokraczny zamek średniowieczny, nic wielkiego, mur, wieża. Dokoła niego, domy. Białe ściany, dachy kryte strzechą, pomiędzy nimi brukowana uliczka. Jak w każdym mieście z tamtych czasów, żyli tam różni ludzie, i różnie im się żyło. Wszystko to otoczone było murem, a za nim, na polach, porozrzucane chatki rolników, co dzień dbających o swoje poletka. Na zewnątrz będąc, miasto wydawało się niewielkie. Jednak wchodząc do środka, przechadzając się uliczkami, odkrywamy całkowicie nową jego stronę. Okazuje się, że jest ono nie ograniczone. Mur odgradzający mieszczan od chłopów jest jak nieskończenie rozciągliwa, szara guma. Coraz głębiej zwiedzając miasteczko, tworzysz je coraz większe. Tak więc, przechodząc przez bramę, przez wielkie, dębowe wrota, wchodzisz na główną ulicę. Pod nogami kocie łby, a Ty czujesz każdy kamień (taki już urok trzewików), ulica szeroka na dwa wozy z sianem, po obu jej stronach pochylają się do Ciebie domy. Spokojnie, pewnym krokiem, idziesz do przodu, mijasz kolejnych ludzi, widzisz ich? Skręć w pierwszą boczną uliczkę jaką znajdziesz, ale nie szukaj jej, po prostu podróżuj dalej i idź.
Widzisz ją?
Skoro już jesteś w mojej głowie, chociaż teraz jest również Twoją, mogę opowiadać dalej.
Król, nie wysoki człowiek, z puchatą białą brodą, wielkim okrągłym nosem i żółtą koroną na głowie, nie był szczęśliwym człowiekiem. Jego państewko niepokoił, jak nie trudno się domyślić wielka, zielona jaszczura.
Gadzina była straszna. Mawiano, że wielka jest jak stodoła. Jej łeb wielkości konia, kolor zgniłego siana, a oczy palącej się lipy są. Kła ma długości zęba od wideł, i szerokości pięści. Uszy nie uświadczysz, tylko dwie szerokie na trzy palce i długie na dłoń rozdartą szczeliny z boku głowy. Język cienki, rozdwojony jak u żmii, jednak długości Pimpka, psa Zborka, tego co owies ozime sieje. Wysoka jaszczura jest jak wieża króla, albo 2 gospody. Każda z łap pokryta łuskami jak u łososia, tylko że rozmiarami przypomina otoczak, podobny do tych co to nimi ognisko w sieni obłożone, zakończona 4 pazurami, a gdy stąpa huku robi jak padające dęby na jesień i ziemią trzęsie. Jej tył, zakończony ogonem jak u psa czy kota, długości połowy głównej drogi w mieście, a skrzydła rozmiarami dorównują poletku zdolnemu wykarmić rodzinę wraz z trzodą przez rok.
Gad mieszka w jamie, pieczara ta znajduje się w centrum królestwa, jednak nawet ja, Bóg, Twórca, staram się do niej nie zbliżać, sama myśl o niej już sprawia żem bojaźliwy.
Nic dziwnego więc, że Puchobrody chciał się jaszczura pozbyć.
Nagrodą miało być całe królestwo, które po jej śmierci miał dziedziczyć zbawca. Król miałby w takim wypadku ustąpić, był bowiem już stary, jednak mądry i dbał o swój lud. Był gotów poświęcić się i swoje szczęście, aby ludzie przestali się bać, by mogli żyć jak kiedyś, jak dawniej, spokojnie.
Nikt jednak na wołanie króla nie odpowiedział.
Żaden z rycerzy z odległego kraju nie chciał przybyć by spróbować swoich sił w walce z gadem w pojedynkę.
Z każdym dniem, włos króla z jego białej brody wypadał. Czuł już, że niedługo nadejdzie jego czas.
Zorganizował, więc festyn, na który zaproszeni byli wszyscy najwaleczniejsi rycerze z przyjaznych krajów. I tak oto przybyli między innymi: Potężny Sam Bezludnik, znany z walki z hordą żołnierzy Imperium Realiusa; Anielogłosy Ryk Rozsądku, który jest wspaniałym taktykiem, dobrym wodzem i napełnia serca swoich słuchaczy wiarą we własne siły, wygrał wiele bitew, jednak wszyscy znają jego klęski; Inteligentny Ideus Kreatio, który wprowadzał nowe sposoby walki, formowania oddziałów to dzięki niemu została wygrana wojna Post Prelic~alna i to on miał główny wpływ na kształtowanie świata takiego jakim jest teraz.
Król zasiał w nich i w wielu innych ideę ubicia gada.
Dniami, nocami debatowano nad tym jak, to zrobić. Nie znając wroga, nic nie mogli poradzić.
Sumienny Stau’y Upart Zdec z kraju dalekiej północy mając doświadczenie już w biciu jednego smoka stwierdził jedno znacznie. ‘Gada tłukliśmy, jam sam do boju wojska prowadził, wiem przeto z czym to się je, jednakowoż gada trzeba wydedukować, szabelką nie ruszę gdy nie będę wiedział z czym wojować będę.’
-.........
-Słyszał opowieści ludu, smoczyca wielka jak stodoła, haha, dobre sobie...
Po czym zajął się śmiechem.
Głupio nie mówił, rację przyznali mu wszyscy. Trzeba, by poznać wroga. Jak wielki jest? Tego nie wie nikt. Podobno, gdy młoda jaszczura była widywano ją często. Lecz, od jakiegoś czasu słuchu o gadzie nie było, jedynie to, co król w nocy przez sen wymamrotał, albo raz gdy skrzydłem w nocy księżyc nakryła.. Było oczywistym, że jeśli gad kiedyś nawiedzał miasto, ślad po nim zostać musiał. Aż w końcu znaleziono. Obrazy.
Po ich ujrzeniu Stau’y Upart Zdec wymamrotał z przerażeniem w oczach i jawnie wypisanym na twarzy: ‘Wielgachne to kobylisko, a przecie takie młode było wtedy, to jakie to teraz musi być?’
Tego wieczora morale rycerzy wysokim nie było, tej nocy spadło na łeb na szyję, a następnego ranka po odkryciu, że jedyny człowiek mający jakiekolwiek pojęcie o walce z gadami uciekł do swego kraju na zimnej północy, morale złapało za łopatę i pogłębiło dno na którym się znalazło.
Sytuacja zamarła. Próbowano coś wymyślić, jednak do pieczary nikt się nie zbliżał, Pewnego dnia przy wielkiej uczcie Szermierz Wojtek, tułacz zza morza, w rozmowie dyplomatycznej przy łyku zimnego soku z brzoskwini podsunął ambasadorowi królestwa pewien pomysł. Obrzydzić gadzinę, zniszczyć ją przez zmieszanie jej z błotem. Taktyka, działająca (sam Wojtek ją wprowadził w życie w gospodzie u Czecha), lecz niestety krótko, żaden z rycerzy, nawet Kreatywny Wulgis Kłamca nie był w stanie wymyślić nic, aby coś wielkości stodoły schować w kałuży, szybko zrozumiano, że aby to zrobić potrzebna jest wielka armata, lecz aby jakakolwiek wytrzymała tak potężny strzał, musi być zrobiona z łusek smoka, tak dobrze nam znanego, albo innego.
Bajka niestety nie ma końca, jeszcze.
mam nadzieję, że skończę ją niedługo, szczęśliwie czy nie, nie ma to znaczenia, jakie to ma znaczenie?
a Ty, będąc tak długo w mojej głowie, jak myślisz?
Cwaniak!
Wiedząc, że gada nie ma w pieczarze wszedł do środka i czuje się dumny z tego jaki to on odważny!
czwartek, 10 lutego 2011
Subskrybuj:
Posty (Atom)