Lubię tak, leżąc na ciemnej i zimnej posadzce pustego pokoju, brocząc krwią podejść do siebie i zacząć się kopać.
Widok podeszwy glana raz przybliżającego się, raz oddalającego... dźwięk łamanego nosa, powieki zamykane przy każdym ciosie wszystko to przypomina mi o tym, że żyję.
A każda kolejna myśl, przerywa łączność nabłonka jak nóż i coraz więcej krwi wylewa się ze mnie.
Każda kolejna myśl rozdziera połączenia w mózgu.
Połączenia, które kiedyś, dawno temu, wcześniej, trzymały w kupie lejącą się, bezkształtną masę rzeczywistości.
Połączenia, które tej rzeczywistości stworzyły klatkę.
Połączenia, które tę rzeczywistość więziły, nadając wymiary własnego jej więzienia.
A teraz mózg ten, wypatroszony, rozerwany, w kawałkach, spoczywający gdzieś obok czaszki, która przez tyle lat służyła mu za tarczę przed deszczem, wiatrem, butelkami, butami innych ludzi.
Jako dom, w którym mógł tworzyć kolejne pręty do klatki.
Puszka.
Ustąpiła.
Kolejne uderzenie w głowę sprawiło, że najwytrzymalsza część kośćca zawiodła.
Gumowa podeszwa, nabita śrubami wygrała.
Tak jak poprzednio wygrała bitwę z wątrobą, której komórki rozlane gdzieś w organizmie nie przypominają już wcześniejszej struktury, tak teraz poddał się mózg.
Krew, wylana do jamy brzusznej miesza się z żółcią, sokami trawiennymi z pękniętego żołądka.
Zmęczony.
Zadowolony.
Siadam na czarną, zalaną krwią podłogę, podpierając się rękami.
Patrzę z dumą na ociekające krwią glany.
Patrzę na siebie.
Na metr osiemdziesiąt pięć dokładnie rozsmarowane po posadzce.
Zmęczony.
Wykończony.
Kładę się na podłogę i w szaleńczym śmiechu, trzymając się za brzuch, drę się.
Wpatrzony w sufit, z odchyloną głową, po prostu cieszę się.
NIE!
To nie radość.
Szaleństwo.
Czy przyjdę ponownie by się skatować?
Czy może raczej podejdę z miotełką i ogarnę do kupy szczątki które jeszcze przed chwilą były obiektem mojej...
Czas.
Czas,
czas.
- - -
a tak poza tematem
Mówi się, żeby nie kopać leżącego.
Co jeśli kopiącym i leżącym jest jedna osoba?
sobota, 16 kwietnia 2011
Subskrybuj:
Posty (Atom)