wtorek, 23 lutego 2016

Duża odmiana

Wiele się działo. Wszystko się zmieniło. Moje pisanie, podobnie jak moja wiedza, sposób patrzenia na świat również. Oto próbka:


Wyjątkowo nieprzyjemna atmosfera towarzyszyła im gdy szli Kuźniczą na północ. Siąpiący z nieba deszcz, chłód i wiatr spowodował, że przyspieszyli. Ulica, wzdłuż domykana zabudową z lat ‘60-tych - zupełnie nie pasującą do tej części miasta, w perspektywie zamknięta była nietypowo, dwiema osiami fasady barokowego kościoła - ustawionego do niej poprzecznie. Ogromne pilastry niewyraźnie zarysowywały się na fasadzie, dach rozmywał się gdzieś ponad ich głowami w nisko osadzonym, ciemnym nieboskłonie. Brak innych ludzi powodował, że stukot obcasów ich butów, słychać było dość wyraźnie. Szli w milczeniu aż do ciężkich drewnianych wrót. Potem odezwać się już nie wypadało.
W mojej architektonicznie świadomej, części życia, kościoły jezuickie zajmują ważne miejsce, jednak mam do nich podejście bardzo ambiwalentne. Bardzo dobrze poznałem dwa z nich, oba zrobiły na mnie zupełnie różne wrażenia. Rzymskie Il Gesū projektu Giacomo della Porty, archetyp tychże wsiąkł mnie na ponad 4 godziny i jestem wciąż nim zachwycony. Z drugiej strony Poznańska fara - bazylika Matki Bożej Nieustającej Pomocy i św Marii Magdaleny, za każdym razem, gdy do niej wchodziłem sprawiała, że całą swoją osobą pragnąłem się cofnąć, zostawić za plecami ten nienaturalny, nieszczery przepych i przeskalowane elementy wnętrza. Będąc, więc przed kościołem Najświętszego Imienia Jezus przy Wrocławskim placu Uniwersyteckim, dostrzegłszy “alter fasadę” świątyni i odczytując, że jest na niej św. Ignacy Loyola, byłem ciekawy co takiego będzie czekać na mnie w środku. Nietypowy układ urbanistyczny obiektów jezuitów, spowodowany był zaszłościami historii, w które nie będę się wgłębiał. Wymusiło to oderwanie głównej głównej fasady kościoła od jego korpusu i przeniesienie jej na budynek dawnego zakonu. Sama świątynia w jest ustawiona poprzecznie - fasadą boczną, do ulicy Kuźniczej. Pierwotnie nieczytelna funkcja obiektu, swoją wielkością i elementami detalu architektonicznego manifestuje swoją ogólnodostępność. Wskazówką interpretacji może być krzyż umieszczony w portalu, dopiero zbliżając się do placu Uniwersyteckiego można z całą pewnością stwierdzić przed jakim budynkiem się znaleźliśmy.
Wchodzę do środka.
Gdy wszedłem tam po raz pierwszy, zachwycił mnie. Przekraczając próg, zalały mnie ciepłe barwy brązu. Fasada na której znajduje się wejście, ma ekspozycję południową, powoduje to, że nawet przy mocnym świetle widać wnętrze kościoła w całej jego okazałości. Każdy z elementów architektonicznych dobrze oświetlony jest wyraźny i mocno oddziałuje na obserwatora. Następną rzeczą, która zwraca uwagę jest forma. Wnętrze halowe, z płytkimi kaplicami bocznymi nad którymi znajduje się empora, jest wyraźnie akcentowane przez dwudzielne ściany nawy głównej. Ta proporcja, nawy głównej do nie głębokich naw bocznych idealnie zdaje się spełniać założenia kościołów jezuickich. Dialog, rozmowa, była istotnym elementem jezuitów. Każdy z wiernych zatem, powinien mieć przynajmniej wzrokowy kontakt z kapłanem. Faktycznie jest tak, że jest niewiele miejsc w świątyni z których ołtarza głównego nie widać. Całość przekryta jest sklepieniem żaglastym uzupełnionym o program malarski. Duża ilość przeszkleń w partiach ponad nawami bocznymi powoduje, że widziane sylwetowo filary niosące przesklepienie stają się jedynie ciemnymi zarysami swojej formalnej rzeźbiarskości. Ta świetlna “wyblakłość” architektury powoduje urealnienie wrażenia nieba w pełni kolorowej malaturze, wykonanej na sklepieniu. Wszystko zmienia się wraz z zapadnięciem zmroku. Niezbyt mocne sztuczne oświetlenie w ciepłych barwach, odkrywa jedynie część bogatego programu architektonicznego wnętrza. Na górnych partiach ścian wewnętrznych kościoła rysują się głębokie cienie, samo malowidło ukryte w półmroku jedynie pokazuje zarysy postaci. Kościół rozpływa się w otaczającą go zewsząd ciemność, jednak będąc w środku czuć spokój, bezpieczeństwo. W takich momentach można skryć się w drewnianych ławach, wykonanych z ciemnego drewna. Siedzenia są dość proste, o pełnym licu które noszą beżową malaturę. Ich rzędy ustawione w równej odległości od osi nawy głównej widziane w perspektywie doskonale uzupełniają kompozycyjnie parter założenia, stanowią naturalne przedłużenie ołtarza, który jest w podobnej kolorystyce. Sprawiają one, przez swój ciemny kolor, że ciężar kompozycji ściągany jest ku dołowi i łapie oddech na wyraźnie jaśniejszych ścianach. W stożku widzenia kompozycja jest gradientowana od dołu najciemniejsza, by zostać otwartą przez rozjaśniające ją strugi światła wpadające ponad emporami w dzień. Oraz, zupełnie inna w nocy, gdzie jest ciemna w parterze i domknięta niedoświetleniem. Ta gra świateł być może miała za zadnie dawać nadzieję na zbawienie, pokazując je powyżej w dzień i przypominać o doczesności, być może o jedności Kościoła w życiu doczesnym w nocy. Najważniejsze postanowiłem zostawić na koniec. Ołtarz, nie ukrywając, jest wielki. Wizualnie ledwo mieści się w przestrzeni nań przeznaczonej. Przeważa na nim ciemne drewno podobne kolorystyką do tego z którego są wykonane ławki. Zabieg taki to oczywisty sposób zwrócenia uwagi. Nie zapominajmy, że nie jest on pierwszą rzeczą, którą widać po wejściu do kościoła - potrzebny był silny akcent, zwracający uwagę. Głębokie brązy kontrastują z resztą wyposażenia. Dodatkowo, kolor ten, podkreśla obecność jasnego bogatego programu rzeźb. Teoretycznie powinniśmy się go obawiać. Wydaje się ogromny, wydaje się być uwięzioną bestią w ciasnej klatce. Jednak tak nie jest. Dzięki ławom w tym samym kolorze, czujemy jego bliskość. Siadając wydaje się bliżej. Jest ciemnym detalem przy jasnym, acz bogatym tle. Sam ołtarz flankują podwójne proste kolumny, stylizowane na porządek joński, na nich, w osi, znajduje się barokowy przerwany tympanon, nad którym widnieje gloria otoczona przez rzeźby aniołów. Z ciemnym drewnem kontrastują elementy pozłacane, te, w pewien sposób go porządkują.
(...)
Oddalali się szybkim krokiem od drzwi wykonanych z jasnego drewna. Cisza panująca na placu ciągnęła się dalej wzdłuż ulicy. Chodniki zmoczone przez siąpiący, listopadowy deszcz odbijały światła ulicznych latarni oraz okna rozświetlonych pomieszczeń smutnych jak panująca pogoda zabudowań przy Kuźniczej.