Ja wiem, wiem, że niektórzy już żygają żaglami po tym co musieli czytać wczoraj, jednak ten wyjazd miał 2 tygodnie, i sporo było.
Zacznę od tego, że płynęliśmy z Rucianej-Nidy, do Rynu i kiedyś trzeba było wrócić, tak więc musieliśmy mijać śluzę dwa razy. Powiem, jeszcze, że wątek z CKMem, wojna w Wietnamie, Us Marines i inne takie przewijały się dosyć często u nas na łodzi. Więc, wracając z Rynu, mijaliśmy śluzę, i Wietnam powrócił. Wypływamy ze śluzy, siedzę na dziobie, Kowal bierze bosak, kładzie mi go na ramię i zaczyna strzelać po krzakach. Oczywiście w tym czasie, jest pełno darcia, do Mareczka żeby strzelał bo pełno żółtków po krzakach się chowa. W momencie gdy, zaczęliśmy strzelać po łodziach, które było dość blisko nas, Janek zaczęła się do nas pluć, że co my robimy, kazała nam się uspokoić i wrócić do kokpitu.
Tej nocy cumowaliśmy w Rycianej-Nidzie w porcie. Pominę plujnie jaką urządził mi jakiś cieć tylko dlatego, że wlazłem gdzieś gdzie nie było nic, a było genialnie. Oraz pominę to, że jedną z pierwszych rzeczy jakie zrobiliśmy po zacumowaniu, poszliśmy zobaczyć straty jakie wyrządziliśmy Faryjowi próbując go zatopić, niewielkie.
Następny dzień, zaczął się od plujni. KWŻ przypluła się, że nie pływamy i że, niedługo egzamin i że zobaczymy, że się pojaramy. Kazała zrobić klar na jachtach i leciem.
Posprzątaliśmy Malynę, doszliśmy do wniosku, że naczynia umyjemy, tak jak zawsze, przed jedzeniem. Gotowi do drogi, czekamy na Janka. Z nudów, Kowal zaczął rzucać suchy chleb do wody, i zauważył że pełno ryb pływa wokoło. Postanowiliśmy jedną złowić. Wzięliśmy więc wiadro i zaczęliśmy rzucać nim na wiele sposobów, karmić ryby i wyciągać, sprawić żeby ryba wpłynęła do środka, nic to nie dawało, Koval przyczepił kromkę chleba na krawat i przywiązał do drabinki (potem o niej zapomnieliśmy i pływaliśmy z nią cały dzień, ale ćśśś!) Przy okazji, testowaliśmy wiele różnych metod rzucania chleba. Jak się mocniej zbije kulke chlebową, szybciej tonie i ryby pływają trochę bardziej pod lustrem wody. Właśnie gdy mięliśmy testować nową taktykę przyszedł Janek.
Janek: Łoho ho! jak tu czysto.
wchodzi na pokład, do kokpitu
Janek: A co to za syf tam?
Kowal: Naczynia
Janek: Ale co to tam robi?
Kowal: Stoi
Janek: Zmywać mi to, już!
Euterbe: Ale zmyjemy jak skończymy pływać, jak zawsze.
Janek: Zmywać!
Euterbe: Ale, ale..!
Koval: Zamknij się!
i my w brecht
Janek: Co? Eee.. dobra, nie ważne. zmyjcie to, już
Cóż, Mareczek z Kowalem poszli, zmyli i poszliśmy pływać.
W czasie pływania
Euterbe: Bez sensu te zmywanie było, właśnie nową taktykę ćwiczyliśmy.
Janek: Taktykę czego?
Euterbe: Ryby łowiliśmy, na wiadro, żeby obiad jakiś konkretny był.
Janek: No to trzeba było powiedzieć, inteligencie, to bym wam pozwoliła dalej łowić, no, skoro na obiad...
Tego dnia rozbijaliśmy się w okolicach 'PTTK u Andrzeja' pod wieczór przycumowaliśmy do kei zrobiliśmy sobie obiadek. Po nim mięliśmy popłynąć na bindugę na drugą stronę jeziora. Próbujemy odpalić silnik, w końcu najlepsza łódka w całym obozie. Nie działa.
No to co? Jedziem na pagajach 6cio metrową krowę. Daliśmy radę do połowy jeziora, dalej pociągnęła nas Viagra. Następnego dnia, Janek była gdzieś tam to KWŻ z Viagrą postanowili nas wypchnąć na środek tam gdzie byliśmy. Poza tym, że fajnie się bujało bez Janka na łódce, ale trzeba było szybko wracać na pagajach na brzeg.
Ce.De.eN...
mam dosyć ^^
piątek, 26 września 2008
czwartek, 25 września 2008
Odświeżanie cz. 1
Koniec gimnazjum, wakacje, patent, nowa klasa, szkoła, nowe problemy, jeszcze parę innych pierdół, wszystko to sprawiło że zaniedbałem trochę to co zacząłem robić. Wcale to nie oznacza, że uważam pisanie bloga za mus, chcę, to piszę, właśnie chcę.
Odłożyłem na później napisanie tej notki, ze względu na to, że:
a) nie chciało mi się w wakacje
b) miałem napisać pod koniec
c) nie chciało mi się po integralu
d) nie chciało mi się pod koniec również
Więc jest teraz, zawiera dosyć spory kawał czasu, więc.. eh :)
może będzie co czytać.
Wakacje jest to czas na który każdy uczeń czeka przez 10 miesięcy, lecz gdy już nastaje, wszyscy marudzą, że nikogo nie ma i chcą szkołę, po czym takowa się zaczyna i znów chcą wakacje, dziwna rasa.
W czasie ostatnich, wybrałem się z Aśką, Olką, Kowalem i Mareczkiem na łódkę, to miało być takie 'ostatnie tchnienie' 3d. Po tym wyjeździe mięliśmy mieć siebie dosyć i nie kontaktować się ze sobą przez sporo. Chociaż jedno z tych założeń się sprawdziło, mięliśmy siebie dosyć :)
Jednym z powodów dlaczego nie utrzymywaliśmy kontaktów z innymi z obozu miało być właśnie to 'ostatnie tchnienie'. Cóż, teraz wiem, jak wielki to był błąd i to chyba byłaby jedyna rzecz jaką bym zmienił.
hmm.. może troszkę o samym obozie:
2giego czy 3ciego dnia, uczyliśmy się zwrotu przez sztag. W sumie proste, nic tu zwalić nie można, można... Na mazurach jest coś takiego co się nazywa świnią, krową, bądź jakimś innym bydłem. Są to statki komercyjne, wycieczkowe którym bez względu na wszystko trzeba spływać z drogi. Z resztą każdy mądrzejszy człowiek by tak zrobił.. jak w ciebie wjedzie to kaplica, dlaczego? gdyż ten statek ma 20 metrów. Teraz sporo sobie pomyśli, ee tam, da się rade, szybkie to to nie jest poza tym duże i głośne. Otóż!
6 osób na pokładzie, wszyscy haha-hihi-buhaha.. i nagle słychać takie Yyyyyyy! i my takie wielki WTF! 6 osób na pokładzie, jeden 20 metrowy statek i nikt go nie widział. Faryj płynie prosto na nas, wszyscy takie 'o kurwa!' i mięliśmy pełne do tego prawo, zwłaszcza że się sztagowałem mu przed dziobem, w sensie, byłem w połowie sztagu jak się zorientowaliśmy co się dzieje. Janek przejął ster i tylko dlatego żyję i piszę to co piszę. Faryj, wyminął nas i zatrzymał się. Przypakowaliśmy mu w burtę, odbiliśmy się od niej. Plujnia kapitana Faryja o to czy ma policaja wezwać. Janek coś mu się odpluła, popłynęli. Wszyscy takie 'ojapierdole, żyje'. Jeszcze chwilę pływaliśmy, nikt sie prawie nie odzywał. Spłynęliśmy na bindugę, Janek wypaliła 2 paczki fajków. Później mówiliśmy wszystkim, że chcieliśmy go zatopić, ale zapomnieliśmy, że nie mamy bukszprytu na dziobie i nam nie wyszło.
Przespaliśmy się noc, następnego dnia wstajemy z samego rana, i płyniemy na śluzę potem jakaś binduga na szybko gdzie śniadanie, wykład i ogarnięcie się. Pobudka, płyniemy, śluza, wykład, śniadanie i klar na jachcie, jak zwykle ogarnęliśmy się najszybciej, więc z nudów, zaczęliśmy bawić się w Wojnę w Wietnamie. Kowal wziął wielkiego kija, którego przymocowaliśmy do relinga krawatami i strzelaliśmy do innych łodzi, CKM :]. Potem wziął błoto z dnia i upiepszył cały kadłub łodzi, maskowanie. Tak przygotowaną łodzią byliśmy gotowi walczyć. Niestety, Janek pluła się, że zanim wypłyniemy mamy zdemontować CKMa i ukryć go gdzieś na brzegu żeby potem nasi sprzymierzeńcy mogli z niego skorzystać. Na szczęście nie zauważyła kamuflażu. Innym razem jak pobrudziliśmy łódkę, kazała zmywać i nie chciała pływać.
Przypłynęliśmy do takiego portu, gdzie była skrzypiąca keja i cały czas wiało, tak że skrzypiało.
Mięliśmy wtedy jeden z najlepszych obiadów na całej łódce, pożyczyliśmy garnek od kolesi z łódki obok, ugotowaliśmy 2 opakowania makaronu, jakiś sos i parówki. To było kozackie :D
Orka (inny statek od nas z obozu) była przycumowana do tej kei w taki sposób, że jak się posiedziało tam 5 minut to chciało się wymiotować oni tam spali.. Ogólnie jak się obudziłem i leżałem tam w tym porcie myślałem, że tak cholernie mocno wieje, że jej i w ogóle, wychodzę na górę, wieje, ledwie dwójka, a po prostu plandeka nam się odwiązała i keja skrzypiała. W każdym razie w ten dzień, wiała 5tka i nie pozwolili nam pływać, tylko patentowym, razem z Sebastianem i robili kisiel na jeziorze 'Prawy czajnik szot wybieraj!'. My się kisiliśmy na wykładach przez większą część dnia, potem popłynęliśmy dalej. Oczywiście jak siadłem do steru, przestało wiać i było z doopy, spłynęliśmy na bindugę. Podejściem dowodziłem ja, chyba ostro zalazłem swoim, bo czepiałem się wszystkiego, ale to dla ich dobra. Ważne że następnego dnia przy odchodzeniu od lądu rozpinałem Lejzi dżeka, brr. podobno zemsta jest słodka, ciekawe czy im smakowała.
Raz jak wypływaliśmy z Kamienia i płynęliśmy w stronę Mikołajek było jakieś 0,5 do 1 boforta i Janek wyzywała wszystkich na regaty, za sterem siedziałem ja, bo nikomu innemu się nie chciało. Inni czitowali bo podpływali na silniku i regaty się nie liczą! Raz postanowiłem wszystkich posadzić na zawietrznej i przechyliło nas, wyobrażam sobie myśli innych co byli na jeziorze 'ale tamci złapali zajebisty wiatr'.
Raz jak płynęliśmy gdzieś tam i to był 1szy dzień jak uczyli nas zwrotu przez rufę, to normalnie ćwiczymy sobie manewry, wszystko ładnie i nagle Janek dobra, to płyń tam i powiedziała gdzie. Płynę, płynę i Olka;
-Świnia na drugiej
Euterbe: Na piątej i jedenastej też
Aśka: Nie mogę na to patrzeć!
Kowal: No i znowu ten debil jest przy sterze
Janek: No, Olek masz szczęście, tym razem trzy
Mareczek: No, Olek, zobaczymy którą zatopimy tym razem
Aśka odwróciła wzrok i się nie patrzyła. Ale ja jestem kozak, poradzę sobie.
Euterbe: Jedna minięta
Chwilę później
Euterbe: Zwrot przez sztag
Kowal: Ale tam jest...
Euterbe: Wiem ale miniemy ją, sztag!
Koval i Mareczek, z niechęcią: Jest do zwrotu przez sztag.
Euterbe: A nie mówiłem?
Janek: Została jeszcze jedna, masz ostatnią szansę
....
....
Olka: Aśu już po wszystkim.
Pewnego pięknego dnia, rano, myłem pokład. Janek, po prawie nie przespanej nocy, korzystała z tego, że mamy czas do wypłynięcia i poszła spać. Ja nie chcąc tracić czasu wlazłem do wody i lałem wodę przez burtę. Leję i potem słyszę takie: Ooooleeek! Czy Ty jesteś idiotą?
-no ale co się stało?
-nie zgrywaj głupa oblałeś mnie wodą
-serio?
-...
-no sory noo, nie chciałem
-nie odzywaj się
-oke..
-mówiłam!
Weszła do środka.
Do Mareczka: Ei, ja serio nie chciałem.
Oczywiście, ten się polewa ze mnie.
Potem płynęliśmy do Rynu, wiatr, średni. Jeszcze w dziób. Halsuje się już jakiś czas.
Janek: Ale luzuj trochę talię.
Euterbe: Ale ja chce się pobujać jak najbardziej skośno.
Janek: Ale ja chce jak najszybciej być w Rynie i zjeść obiad.
Euterbe: Ale ja mam ster.
Janek: Ale to mnie masz się słuchać.
...
Janek: No luzuj te talię!
Euterbe: Czemu?
Janek: Bo mnie dzisiaj oblałeś.
Luzuję talię.
Halsuję się, halsuję.
Euterbe: Niee, ja już nie mogę! Mogę się zmienić?
Janek: Nie.
Euterbe: Czemu?
Janek: Bo mnie dzisiaj oblałeś.
Euterbe: Oesss..
5 minut później
Euterbe: Mogę się zmienić?
Janek: Nie.
Euterbe: Czemu?
Janek: Bo mnie dzisiaj oblałeś.
Euterbe: No dobrze, przekazuję ster..
Janek: Nie!
3 minuty później
Euterbe: Przekazuję ster...
Janek: Nie!
Euterbe: No daj spokój!
Janek: Nie, bo mnie dzisiaj oblałeś.
Płyniemy do samego Rynu, prawie się nie odzywałem. Po obiedzie, wychodzimy z portu, płyniemy płyniemy. Siedzę przy sterze, płynę, już dosyć długo..
Euterbe: Mogę się zmienić?
Janek: Nie.
Euterbe: Czemu?
Janek: Bo mnie dzisiaj oblałeś.
15 minut później
Euterbe: Mogę się zmienić?
Janek: Nie
Euterbe: Czem.. nie odpowiadaj.
30 minut później
Janek: Przekaż ster
Euterbe: Łiii! Przekazuję ster baksztag prawego halsu, Mareczek.
Janek: Szczęśliwszego człowieka to nie widziałam.
Pewnego razu jak byłem jeszcze świerzy, i przechyły nie podobały mi się tak jak teraz, płynąłem sobie w bajdewindzie i mi powiało, moja reakcja 'O jejciu! jejciu!' razem z popuszczeniem talii.
Janek, się tym jarała potem. Jak ją zapytałem z czego się śmieje, powiedziała, że po facecie takim jak ja spodziewałaby się raczej jakiegoś kur'a, czy coś w tym guście, a nie 'jejciu jejciu'.
Kiedyś przy ognisku był śpiewnik, i Olka patrzyła co mogą zagrać i takie zdanie:
O! piosenka dla Olka
Euterbe: A jaka?
Olka: Jejku jejku.
Albo KWŻ najlepszy, raz na apelu, coś tam do nas, 'no musimy się refować, bo dzisiaj ma wiać dość mocno, i zrefujemy się teraz żeby potem nie było 'jejku jejku'' oczywiście, Janek i moja załoga w brecht, KWŻ mówiąc to też zaczął się szczerzyć i reszta kadry też. Ja dość znaczące spojrzenie na Janka. Po apelu, podchodzę do niej:
Janek: Ja nic nie mówiłam..
Euterbe: To ciekawe czemu KWŻ zaczął się śmiać gdy to powiedział.
Janek: ee! e.! noooo...
Euterbe: Daruj.. Jestem sławny, łiiii!
Jeszcze jeden z naszych zwyczajów, gdy pływaliśmy, zawsze jedliśmy na wodzie, rzadko kiedy zatrzymywaliśmy się w ciągu dnia na to żeby coś zjeść. Po prostu braliśmy bułe, parówkę, albo kabanosa i jadło się pływając, zazwyczaj ja wtedy sterowałem, bo nie jadałem kabanosów, a kanapkę z nutellą ew. parókę z bułką, jakoś radziłem sobie jedną ręką :]
Ogólnie, jeśli chodzi o jedzenie tam to było, hmm, dziwnie.. przez 1szy tydzień jadłem to co wszyscy, tj. zagęszczony wrzątek jakimś szitem, drugi tydzień zaś, odżywiałem się w taki sposób:
śniadanie - kanapka z nutellą, płatki śniadaniowe (czekoladowe)
jedzenie na wodzie - czekolada
obiad- czekolada
kolacja - jeśli w ogóle, czekolada, bądź kanapki z nutellą
do tego hektolitry wody gazowanej. Miałem dość wrzątku z plastikiem i tyle, a czekolada do największy skarb świata :)
Czas powiedzieć coś o osobach które były tam. Na pewno świetni ludzie, ale o każdym z nich powiem coś osobno.
KWŻ, Ela- w sumie spoko gościówa, ale jednak my, Malyna, trafiliśmy na lepszego janka. Pływała na Orce i miała kozacki statek bo bez takiej dechy która zabierała w hoj miejsca
Viagra, Kwiatek - 'siema elo, jestem z Viagry' Mareczek go przedrzeźniał jak próbował zarywać do Janka, dlatego jak robił to gdy ona była na pokładzie, a my też, Janek się z niego śmiała. Furiat, jeśli był w złym humorze, było źle. Ma zajebisty cover 'hit mi bebi łan mor tajm'- Britni
Janek, Kamila- była w funkcji Janka na Malynie, czyli u nas na utce, najlepszy janek jakiego mogliśmy do siebie przygarnąć, chociaż też miewała humorki..
Sebastian- Wilk morski, najbardziej barwna postać wśród janków, spędził 12 lat na morzu. Gotował kisiel przy 5 boforta. Janek mówiła nam o nim, że nie wie skąd on się tam wziął i że bałaby się z nim mieszkać na łódce. Koleś po prostu genialny, lał na wszystko równo jak tylko można było. 1szego dnia powitał nas w zajebistym dresiku. Kazał zatrzymywać się na takich bindugach gdzie był kibel, cumowaliśmy, po czym Sebastian brał swoją kosmetyczkę i udawał się na 1,5h do tualety, nikt nie wie po co. Mieszkał na Vibrze, spał tam sam na dwuosobowym łóżku, odgrodził się od innych torbami, na jego statku w trumnie spały 2 osoby. Zajął jedną jaskółkę, resztę zajęła Marta. Dzień przed egzaminem, postanowiłem sobie trochę z nim popływać. Wymienili silnik, z jakiegoś szita na Meukuego 5, i mogli potrenić podchodzenie do kei na silniku. W pewnym momencie KWŻ drze sie do nas że za 5 minut mamy iść pisać jakieś podanie, wszyscy drą się na Sebastiana że ma już przybijać do kei. Okej. Cofa. Pruje do przodu, wrzuca wsteczny. 'Nie podejdziemy w innym miejscu'. Cofa, wkitrał nas w trzciny. Wszyscy się drą że co on robi. Z Piotrkiem wyciągnąłem nas z trzcin. Sebastian się wkurzył, włączył całą naprzód i wydał komendę. 'Chroń wszystko!' Viagra, Janek i KWŻ łapali dziób, ja i reszta załogi chroniliśmy boki. Reszta obozu miała łacha. On zawsze tak parkował... Raz zachciało mu się do toalety, na środku jeziora, klęknął koło drabinki, załatwił swoje potrzeby i kontynuował rejs dalej.
Janek nam powiedział, że Sebastan miał być KWŻem na rejsie tym po naszym, bo Elka jechała z nami do Wwy, musięli mieć boski rejs. Jak się o tym dowiedzieliśmy, mięliśmy takiego rotfla, jak nigdy.
Był też jeden taki Ścibor, człowiek-złoto. Co się go nie poprosiło, to to zrobił. Pewnego razu wracam z miasta z dwiema zgrzewkami wody, patrze idzie Ścibor.
Euterbe: Wymienisz się wodę za srajtaśmę?
Ścibor: Eee?
Euterbe: No, że dam Ci wodę, a Ty mi dasz ponieść srajtaśmę.
Ścibor: Dobra.
Na wykładach też był niezły, podnosi rękę
Ścibor: Ale, że jak to jest, bo ta siła to jest tak że ona, ee, ta siła to ona jest.. aaaaa. aaaaa. A! a to nie, nie! nie ja już wiem.. wiem, już wiem!
Viagra: Ścibor, wiesz?
Ścibor: No wiem, bo to jest tak że... tak, tak wiem, wiem..
Viagra coś tłumaczy
Ścibor, głosem odkrywycy: Aaaa bo ona do kadłuba, od, no taaak.
Jak zbieraliśmy drewno na ognisko. Viagra pluje się do nas, że znalazł powalone drzewo. Wszyscy się drą 'Ścibor cho idziemy po drzewo' i inne takie, a on jak nigdy nic idzie przed nami i się nie odzywa. Dochodzimy do miejsca zwałki, dwie osoby wyciągają drzewo. bierzemy je w 8, każdy dochodzi do wniosku, że reszta sobie poradzi bez niego, w końcu drzewo niósł Ścibor.
Dochodzimy do ogniska, na każdym ognisku, było tak, że rąbał drzewo. Ścibor porąbał drzewo, całe, pień też, złożył wszystko na kupę, siada koło nas i taki txt:
Mogę jedną? wskazując na kiełbaski leżące obok niego.
Najlepsze było coś takiego, dzwoni telefon do Ścibora, poszedł go odebrać, rozmawia i rozmawia, nagle patrzymy ognisko nie płonie tylko się żarzy, Ścibor 50 metrów w las, nikt nie rusza się z miejsca, mimo że sterta leżała jakiś metr od nas wszyscy się drą. 'Ściboooor, cho no, dołożyć drewna!'
Ścibor: No, ale macie bliżej!
Euterbe: Ale Ścibor, Ty to robisz tak dobrze!
Ktośtam: No właśnie, Ścibor choć.
Ścibor: Chwila, już idę
i dołożył..
To był chłopak który wziął na łódkę szachy, jest wicemistrzem Polski, czy tam był, wygląda jak typowy dres, chodzi do liceum Sztaszica, ale po tym z jaką prędkością myśli, nie wygląda na takiego. Słyszałem coś takiego:
Olka: Ścibor! Ścibor! Ścibor, podaj szklankę!
Ścibor: E?
Olka: Ścibor, podaj szlankę!
Ścibor: Coooo?
Olka: Ścibor! Szklanka! Podaj!
Ścibor: Aaaaa...
Albo, zrobili sobie śniadanie na Viagrze, Ścibor się chyba ogarniał, nie chciało im się na niego czekać, tak więc zjedli, Ścibor przyszedł i było
-Ścibor, umyjesz naczynia?
-Ehe
I mimo, że nic nie jadł, umył je.
Jeśli chodzi o egzamin, to się okropnie zawiodłem. KOMPLETNA FLAUTA !
Dostaliśmy jako egzaminatorkę jakąś sowę. Pływamy, moja kolej. Czułem się jak bym chodził we mgle, wiatru nie czułem, bo wiatru nie było i nie wiedziałem co robić. W pewnym momencie było tak:
Sowa: Fok działa ci wstecz
Euterbe, zupełnie się nie przejmując: Ehee..
Sowa: To zrób coś z tym
Euterbe, rzucił: Nie chce mi się
w tym momencie pamiętam takie spojrzenia Olki, Kovala i Mareczka, jakby chcięli mnie zabić..
Przy podejściu do kei na żaglach, myślałem że będę kręcił rotfla, omówienie manewru:
Euterbe: Będziemy podchodzić na żaglach do kei, manwer awaryjny hamowanie grotem (i włąśnie tu myślałem, że będę się tarzał po kokpicie, ledwo, co zdusiłęm w sobie śmiech) manwer zapasowy pagaje.
Ogólnie, ten dzień obfitował w 4 obiady w tawernie i granie w karty + śmianie się z tych którzy nie zdali jeszcze teorii.
Prezer: Panie terlikowski, ucz sie pan, bo już siódmy raz pan podchodzisz i nijak to panu nie idzie.
Po egzaminie KWŻ zabrała nas do miasta, noc bosmańska wolne kubeczki, wszyscy piją co chcą, tylko tak, żeby nie było widać, jedni piją ze szczęścia bo są już marynarzami, inni zapijają smutki. Oczywiście większość skuła się jak można było. Trzeźwy (ja) ratował tych którzy byli najbardziej pijani, a Ci mniej upojeni starali się pomagać innym.
Mareczek poił wódę i popijał wódą, Piotrek to samo, Kubuś obalił 3 browary w 30 minut i padł, tj zasnął, Kasia, nazwijmy to tak, przedobrzyła, Boro, dotrzymał kroku, a Guguś, Guguś coś pił?
Ja, hmm, ja robiłem to co robiłem ]:->
A Kowal z Aśką i Olką próbowali opanować Mareczka, po tym jak już mu zabrali wódę i położyli go do łódki, musięli go namówić żeby spał..
Aśka: Mareczek śpij!
Mareczek: Ale nie chce!
Aśka: A co będziesz robił?
Mareczek: Nie wiem, chyba pójdę spać.
po pewnym czasie
Mareczek: Oho! słyszę Piotrka, ja chcę do Piotrka, on ma dla mnie wódę...
Przyszedł taki czas, gdzie i mi zachciało się spać, biorę śpiwór, ogarniam się do snu leżę. Nagle, czuje coś na nogach.
Euterbe, szeptem: Mareczek, Mareczek! Mareczek kurde, weź sie z moich nóg.
Zacząłem go kopać, w ogóle nie reagował, jakoś go zrzuciłem.
Słuchać taki pomruk.
Aśka: Czy to to o czym myślę?
Euterbe, zrywając się na równe nogi: Tak, masz farta że nie upiepszyłeś mi śpiwora!
Kolejny pomruk
Coś rusza się na dziobie, łódka się gibie, widać Mareczka przez sztorc klapę w samych bokserkach, zakłada trampki i idzie w strone kibla.
Euterbe: Odechciało mi się spać
Ogarnąłem się i poszedłem na Orkę, gdzie Boro dalej pił z Gugusiem.
Mareczek wrócił i poszedł spać dalej, tym razem na bakistach, bo Kowal wywalił materac, jego poduszkę i śpiwór z łódki, żeby nie dzibało..
Potem siedzę sobie na Orce z Borem, w tawernie jeszcze gra muzyka bo impreza wrze i nagle taka cisza i drze się Junior:
Zabiję go! Zabiję! Zabiję go kurwa! Gdzie jest siekiera? Kurwaa! Zabiję go! Trzymajcie mnie, bo go kurwa zabiję!
5 sekund ciszy
Zaczyna grać gitara, kieliszki się tłuką o siebie, wóda się leje, szaszłyki się smarzą, wszystko jak 10 sekund wcześniej.
Dodam tutaj, że Junior to był taki koleś, który siedział tam w 'PTTK u Andrzeja' 3 dni, 3 dni pił i przez te 3 dni nie było go w domu, ani razu, mimo że mieszkał 5 minut z tamtąd.
Tamto działo się nad ranem, ok. północy była zbiórka, wszyscy myślą że przypał, chrzest był
Viagra: Ee, to ja jestem ten, no, Zeus!
Janek: Naptun
Viagra: No tak, Neptun, no, jestem, ja
(a na imię mi Owłosiony fal!)
Kadra, chyba nie chcąc zostać zażygana, postanowiła spać na dworze, sami byli skuci, w każdym razie siedze sobie na Orce i ok. 5 rano widzę że obudził się Janek, potem, w dzień, rozmawiamy o nocy i mówi nam coś takiego:
Janek: Obudziłam się i myślę, co? oni już wstali? Patrzę na zegarek, piąta, a nieee, jeszcze nie śpią. I poszłam spać dalej.
Było tak, że Boro i Guguś, założyli się o to kto więcej wypije.
Boro- zaprawiony 19 latek, student z Warszawy
Guguś- pietnastoletni gimnazjalista, doświadczenie z alkocholem? od 13 roku życia
Obalili 6 browarów, Boro, lekko wstawiony, Guguś, świerzy jak o 20, a było koło 5 30
Guguś miał jeszcze jednego, Borowi się skończyły.
Boro obudził Kubusia i tak do niego:
Kubuś, Kubuś kurwa, proszę Cię jak kolega kolege, sprzedaj mi browara, błagam! dam Ci dychę!
Jakiś koleś z kadry innego obozu, stał akurat koło Orki, przyszedł minutę wcześniej: sprzedam Ci za 9 złotych
Boro: Kubuś proszę, proszę
Kubuś: Biesz kurwa i daj mi spokój!
Boro: Dzięki stary
Wychodzi ze środka i słychać tylko: Światło, kurwa, Boro, światło!
Prawdę mówiąc, nie wiem co to światło mu dało, bo było już tak jasno, że jej.
W każdym razie Boro i Guguś obalili tego 7 browara. Było koło 6, i postanowili że zrobią sobię herbatę, mięli zrobić mi też, poszedłem na moment do siebie na Malinę. Wracam, Guguś śpi na ławeczce a na podłodze stoi herbata, Boro zasnął koło schodów. Dla mnie herbaty nie było.
O 7 była podódka, tak więc, nie kładłem się spać. Rano jak się stanęło na kei to na jeziorze była taka smuga wymiocin, w całym porcie, i na kompielisku.
Przypał miał tylko Mareczek, bo nie posprzątał o sobie po tym jak sie zeżygał.

Odłożyłem na później napisanie tej notki, ze względu na to, że:
a) nie chciało mi się w wakacje
b) miałem napisać pod koniec
c) nie chciało mi się po integralu
d) nie chciało mi się pod koniec również
Więc jest teraz, zawiera dosyć spory kawał czasu, więc.. eh :)
może będzie co czytać.
Wakacje jest to czas na który każdy uczeń czeka przez 10 miesięcy, lecz gdy już nastaje, wszyscy marudzą, że nikogo nie ma i chcą szkołę, po czym takowa się zaczyna i znów chcą wakacje, dziwna rasa.
W czasie ostatnich, wybrałem się z Aśką, Olką, Kowalem i Mareczkiem na łódkę, to miało być takie 'ostatnie tchnienie' 3d. Po tym wyjeździe mięliśmy mieć siebie dosyć i nie kontaktować się ze sobą przez sporo. Chociaż jedno z tych założeń się sprawdziło, mięliśmy siebie dosyć :)
Jednym z powodów dlaczego nie utrzymywaliśmy kontaktów z innymi z obozu miało być właśnie to 'ostatnie tchnienie'. Cóż, teraz wiem, jak wielki to był błąd i to chyba byłaby jedyna rzecz jaką bym zmienił.
hmm.. może troszkę o samym obozie:
2giego czy 3ciego dnia, uczyliśmy się zwrotu przez sztag. W sumie proste, nic tu zwalić nie można, można... Na mazurach jest coś takiego co się nazywa świnią, krową, bądź jakimś innym bydłem. Są to statki komercyjne, wycieczkowe którym bez względu na wszystko trzeba spływać z drogi. Z resztą każdy mądrzejszy człowiek by tak zrobił.. jak w ciebie wjedzie to kaplica, dlaczego? gdyż ten statek ma 20 metrów. Teraz sporo sobie pomyśli, ee tam, da się rade, szybkie to to nie jest poza tym duże i głośne. Otóż!
6 osób na pokładzie, wszyscy haha-hihi-buhaha.. i nagle słychać takie Yyyyyyy! i my takie wielki WTF! 6 osób na pokładzie, jeden 20 metrowy statek i nikt go nie widział. Faryj płynie prosto na nas, wszyscy takie 'o kurwa!' i mięliśmy pełne do tego prawo, zwłaszcza że się sztagowałem mu przed dziobem, w sensie, byłem w połowie sztagu jak się zorientowaliśmy co się dzieje. Janek przejął ster i tylko dlatego żyję i piszę to co piszę. Faryj, wyminął nas i zatrzymał się. Przypakowaliśmy mu w burtę, odbiliśmy się od niej. Plujnia kapitana Faryja o to czy ma policaja wezwać. Janek coś mu się odpluła, popłynęli. Wszyscy takie 'ojapierdole, żyje'. Jeszcze chwilę pływaliśmy, nikt sie prawie nie odzywał. Spłynęliśmy na bindugę, Janek wypaliła 2 paczki fajków. Później mówiliśmy wszystkim, że chcieliśmy go zatopić, ale zapomnieliśmy, że nie mamy bukszprytu na dziobie i nam nie wyszło.

Przypłynęliśmy do takiego portu, gdzie była skrzypiąca keja i cały czas wiało, tak że skrzypiało.
Mięliśmy wtedy jeden z najlepszych obiadów na całej łódce, pożyczyliśmy garnek od kolesi z łódki obok, ugotowaliśmy 2 opakowania makaronu, jakiś sos i parówki. To było kozackie :D
Orka (inny statek od nas z obozu) była przycumowana do tej kei w taki sposób, że jak się posiedziało tam 5 minut to chciało się wymiotować oni tam spali.. Ogólnie jak się obudziłem i leżałem tam w tym porcie myślałem, że tak cholernie mocno wieje, że jej i w ogóle, wychodzę na górę, wieje, ledwie dwójka, a po prostu plandeka nam się odwiązała i keja skrzypiała. W każdym razie w ten dzień, wiała 5tka i nie pozwolili nam pływać, tylko patentowym, razem z Sebastianem i robili kisiel na jeziorze 'Prawy czajnik szot wybieraj!'. My się kisiliśmy na wykładach przez większą część dnia, potem popłynęliśmy dalej. Oczywiście jak siadłem do steru, przestało wiać i było z doopy, spłynęliśmy na bindugę. Podejściem dowodziłem ja, chyba ostro zalazłem swoim, bo czepiałem się wszystkiego, ale to dla ich dobra. Ważne że następnego dnia przy odchodzeniu od lądu rozpinałem Lejzi dżeka, brr. podobno zemsta jest słodka, ciekawe czy im smakowała.
Raz jak wypływaliśmy z Kamienia i płynęliśmy w stronę Mikołajek było jakieś 0,5 do 1 boforta i Janek wyzywała wszystkich na regaty, za sterem siedziałem ja, bo nikomu innemu się nie chciało. Inni czitowali bo podpływali na silniku i regaty się nie liczą! Raz postanowiłem wszystkich posadzić na zawietrznej i przechyliło nas, wyobrażam sobie myśli innych co byli na jeziorze 'ale tamci złapali zajebisty wiatr'.
Raz jak płynęliśmy gdzieś tam i to był 1szy dzień jak uczyli nas zwrotu przez rufę, to normalnie ćwiczymy sobie manewry, wszystko ładnie i nagle Janek dobra, to płyń tam i powiedziała gdzie. Płynę, płynę i Olka;
-Świnia na drugiej
Euterbe: Na piątej i jedenastej też
Aśka: Nie mogę na to patrzeć!
Kowal: No i znowu ten debil jest przy sterze
Janek: No, Olek masz szczęście, tym razem trzy
Mareczek: No, Olek, zobaczymy którą zatopimy tym razem
Aśka odwróciła wzrok i się nie patrzyła. Ale ja jestem kozak, poradzę sobie.
Euterbe: Jedna minięta
Chwilę później
Euterbe: Zwrot przez sztag
Kowal: Ale tam jest...
Euterbe: Wiem ale miniemy ją, sztag!
Koval i Mareczek, z niechęcią: Jest do zwrotu przez sztag.
Euterbe: A nie mówiłem?
Janek: Została jeszcze jedna, masz ostatnią szansę
....
....
Olka: Aśu już po wszystkim.
Pewnego pięknego dnia, rano, myłem pokład. Janek, po prawie nie przespanej nocy, korzystała z tego, że mamy czas do wypłynięcia i poszła spać. Ja nie chcąc tracić czasu wlazłem do wody i lałem wodę przez burtę. Leję i potem słyszę takie: Ooooleeek! Czy Ty jesteś idiotą?
-no ale co się stało?
-nie zgrywaj głupa oblałeś mnie wodą
-serio?
-...
-no sory noo, nie chciałem
-nie odzywaj się
-oke..
-mówiłam!
Weszła do środka.
Do Mareczka: Ei, ja serio nie chciałem.
Oczywiście, ten się polewa ze mnie.
Potem płynęliśmy do Rynu, wiatr, średni. Jeszcze w dziób. Halsuje się już jakiś czas.
Janek: Ale luzuj trochę talię.
Euterbe: Ale ja chce się pobujać jak najbardziej skośno.
Janek: Ale ja chce jak najszybciej być w Rynie i zjeść obiad.
Euterbe: Ale ja mam ster.
Janek: Ale to mnie masz się słuchać.
...
Janek: No luzuj te talię!
Euterbe: Czemu?
Janek: Bo mnie dzisiaj oblałeś.
Luzuję talię.
Halsuję się, halsuję.
Euterbe: Niee, ja już nie mogę! Mogę się zmienić?
Janek: Nie.
Euterbe: Czemu?
Janek: Bo mnie dzisiaj oblałeś.
Euterbe: Oesss..
5 minut później
Euterbe: Mogę się zmienić?
Janek: Nie.
Euterbe: Czemu?
Janek: Bo mnie dzisiaj oblałeś.
Euterbe: No dobrze, przekazuję ster..
Janek: Nie!
3 minuty później
Euterbe: Przekazuję ster...
Janek: Nie!
Euterbe: No daj spokój!
Janek: Nie, bo mnie dzisiaj oblałeś.
Płyniemy do samego Rynu, prawie się nie odzywałem. Po obiedzie, wychodzimy z portu, płyniemy płyniemy. Siedzę przy sterze, płynę, już dosyć długo..
Euterbe: Mogę się zmienić?
Janek: Nie.
Euterbe: Czemu?
Janek: Bo mnie dzisiaj oblałeś.
15 minut później
Euterbe: Mogę się zmienić?
Janek: Nie
Euterbe: Czem.. nie odpowiadaj.
30 minut później
Janek: Przekaż ster
Euterbe: Łiii! Przekazuję ster baksztag prawego halsu, Mareczek.
Janek: Szczęśliwszego człowieka to nie widziałam.
Pewnego razu jak byłem jeszcze świerzy, i przechyły nie podobały mi się tak jak teraz, płynąłem sobie w bajdewindzie i mi powiało, moja reakcja 'O jejciu! jejciu!' razem z popuszczeniem talii.
Janek, się tym jarała potem. Jak ją zapytałem z czego się śmieje, powiedziała, że po facecie takim jak ja spodziewałaby się raczej jakiegoś kur'a, czy coś w tym guście, a nie 'jejciu jejciu'.
Kiedyś przy ognisku był śpiewnik, i Olka patrzyła co mogą zagrać i takie zdanie:
O! piosenka dla Olka
Euterbe: A jaka?
Olka: Jejku jejku.
Albo KWŻ najlepszy, raz na apelu, coś tam do nas, 'no musimy się refować, bo dzisiaj ma wiać dość mocno, i zrefujemy się teraz żeby potem nie było 'jejku jejku'' oczywiście, Janek i moja załoga w brecht, KWŻ mówiąc to też zaczął się szczerzyć i reszta kadry też. Ja dość znaczące spojrzenie na Janka. Po apelu, podchodzę do niej:
Janek: Ja nic nie mówiłam..
Euterbe: To ciekawe czemu KWŻ zaczął się śmiać gdy to powiedział.
Janek: ee! e.! noooo...
Euterbe: Daruj.. Jestem sławny, łiiii!
Jeszcze jeden z naszych zwyczajów, gdy pływaliśmy, zawsze jedliśmy na wodzie, rzadko kiedy zatrzymywaliśmy się w ciągu dnia na to żeby coś zjeść. Po prostu braliśmy bułe, parówkę, albo kabanosa i jadło się pływając, zazwyczaj ja wtedy sterowałem, bo nie jadałem kabanosów, a kanapkę z nutellą ew. parókę z bułką, jakoś radziłem sobie jedną ręką :]
Ogólnie, jeśli chodzi o jedzenie tam to było, hmm, dziwnie.. przez 1szy tydzień jadłem to co wszyscy, tj. zagęszczony wrzątek jakimś szitem, drugi tydzień zaś, odżywiałem się w taki sposób:
śniadanie - kanapka z nutellą, płatki śniadaniowe (czekoladowe)
jedzenie na wodzie - czekolada
obiad- czekolada
kolacja - jeśli w ogóle, czekolada, bądź kanapki z nutellą
do tego hektolitry wody gazowanej. Miałem dość wrzątku z plastikiem i tyle, a czekolada do największy skarb świata :)
Czas powiedzieć coś o osobach które były tam. Na pewno świetni ludzie, ale o każdym z nich powiem coś osobno.
KWŻ, Ela- w sumie spoko gościówa, ale jednak my, Malyna, trafiliśmy na lepszego janka. Pływała na Orce i miała kozacki statek bo bez takiej dechy która zabierała w hoj miejsca
Viagra, Kwiatek - 'siema elo, jestem z Viagry' Mareczek go przedrzeźniał jak próbował zarywać do Janka, dlatego jak robił to gdy ona była na pokładzie, a my też, Janek się z niego śmiała. Furiat, jeśli był w złym humorze, było źle. Ma zajebisty cover 'hit mi bebi łan mor tajm'- Britni
Janek, Kamila- była w funkcji Janka na Malynie, czyli u nas na utce, najlepszy janek jakiego mogliśmy do siebie przygarnąć, chociaż też miewała humorki..
Sebastian- Wilk morski, najbardziej barwna postać wśród janków, spędził 12 lat na morzu. Gotował kisiel przy 5 boforta. Janek mówiła nam o nim, że nie wie skąd on się tam wziął i że bałaby się z nim mieszkać na łódce. Koleś po prostu genialny, lał na wszystko równo jak tylko można było. 1szego dnia powitał nas w zajebistym dresiku. Kazał zatrzymywać się na takich bindugach gdzie był kibel, cumowaliśmy, po czym Sebastian brał swoją kosmetyczkę i udawał się na 1,5h do tualety, nikt nie wie po co. Mieszkał na Vibrze, spał tam sam na dwuosobowym łóżku, odgrodził się od innych torbami, na jego statku w trumnie spały 2 osoby. Zajął jedną jaskółkę, resztę zajęła Marta. Dzień przed egzaminem, postanowiłem sobie trochę z nim popływać. Wymienili silnik, z jakiegoś szita na Meukuego 5, i mogli potrenić podchodzenie do kei na silniku. W pewnym momencie KWŻ drze sie do nas że za 5 minut mamy iść pisać jakieś podanie, wszyscy drą się na Sebastiana że ma już przybijać do kei. Okej. Cofa. Pruje do przodu, wrzuca wsteczny. 'Nie podejdziemy w innym miejscu'. Cofa, wkitrał nas w trzciny. Wszyscy się drą że co on robi. Z Piotrkiem wyciągnąłem nas z trzcin. Sebastian się wkurzył, włączył całą naprzód i wydał komendę. 'Chroń wszystko!' Viagra, Janek i KWŻ łapali dziób, ja i reszta załogi chroniliśmy boki. Reszta obozu miała łacha. On zawsze tak parkował... Raz zachciało mu się do toalety, na środku jeziora, klęknął koło drabinki, załatwił swoje potrzeby i kontynuował rejs dalej.
Janek nam powiedział, że Sebastan miał być KWŻem na rejsie tym po naszym, bo Elka jechała z nami do Wwy, musięli mieć boski rejs. Jak się o tym dowiedzieliśmy, mięliśmy takiego rotfla, jak nigdy.
Był też jeden taki Ścibor, człowiek-złoto. Co się go nie poprosiło, to to zrobił. Pewnego razu wracam z miasta z dwiema zgrzewkami wody, patrze idzie Ścibor.
Euterbe: Wymienisz się wodę za srajtaśmę?
Ścibor: Eee?
Euterbe: No, że dam Ci wodę, a Ty mi dasz ponieść srajtaśmę.
Ścibor: Dobra.
Na wykładach też był niezły, podnosi rękę
Ścibor: Ale, że jak to jest, bo ta siła to jest tak że ona, ee, ta siła to ona jest.. aaaaa. aaaaa. A! a to nie, nie! nie ja już wiem.. wiem, już wiem!
Viagra: Ścibor, wiesz?
Ścibor: No wiem, bo to jest tak że... tak, tak wiem, wiem..
Viagra coś tłumaczy
Ścibor, głosem odkrywycy: Aaaa bo ona do kadłuba, od, no taaak.
Jak zbieraliśmy drewno na ognisko. Viagra pluje się do nas, że znalazł powalone drzewo. Wszyscy się drą 'Ścibor cho idziemy po drzewo' i inne takie, a on jak nigdy nic idzie przed nami i się nie odzywa. Dochodzimy do miejsca zwałki, dwie osoby wyciągają drzewo. bierzemy je w 8, każdy dochodzi do wniosku, że reszta sobie poradzi bez niego, w końcu drzewo niósł Ścibor.
Dochodzimy do ogniska, na każdym ognisku, było tak, że rąbał drzewo. Ścibor porąbał drzewo, całe, pień też, złożył wszystko na kupę, siada koło nas i taki txt:
Mogę jedną? wskazując na kiełbaski leżące obok niego.
Najlepsze było coś takiego, dzwoni telefon do Ścibora, poszedł go odebrać, rozmawia i rozmawia, nagle patrzymy ognisko nie płonie tylko się żarzy, Ścibor 50 metrów w las, nikt nie rusza się z miejsca, mimo że sterta leżała jakiś metr od nas wszyscy się drą. 'Ściboooor, cho no, dołożyć drewna!'
Ścibor: No, ale macie bliżej!
Euterbe: Ale Ścibor, Ty to robisz tak dobrze!
Ktośtam: No właśnie, Ścibor choć.
Ścibor: Chwila, już idę
i dołożył..
To był chłopak który wziął na łódkę szachy, jest wicemistrzem Polski, czy tam był, wygląda jak typowy dres, chodzi do liceum Sztaszica, ale po tym z jaką prędkością myśli, nie wygląda na takiego. Słyszałem coś takiego:
Olka: Ścibor! Ścibor! Ścibor, podaj szklankę!
Ścibor: E?
Olka: Ścibor, podaj szlankę!
Ścibor: Coooo?
Olka: Ścibor! Szklanka! Podaj!
Ścibor: Aaaaa...
Albo, zrobili sobie śniadanie na Viagrze, Ścibor się chyba ogarniał, nie chciało im się na niego czekać, tak więc zjedli, Ścibor przyszedł i było
-Ścibor, umyjesz naczynia?
-Ehe
I mimo, że nic nie jadł, umył je.
Jeśli chodzi o egzamin, to się okropnie zawiodłem. KOMPLETNA FLAUTA !
Dostaliśmy jako egzaminatorkę jakąś sowę. Pływamy, moja kolej. Czułem się jak bym chodził we mgle, wiatru nie czułem, bo wiatru nie było i nie wiedziałem co robić. W pewnym momencie było tak:
Sowa: Fok działa ci wstecz
Euterbe, zupełnie się nie przejmując: Ehee..
Sowa: To zrób coś z tym
Euterbe, rzucił: Nie chce mi się
w tym momencie pamiętam takie spojrzenia Olki, Kovala i Mareczka, jakby chcięli mnie zabić..
Przy podejściu do kei na żaglach, myślałem że będę kręcił rotfla, omówienie manewru:
Euterbe: Będziemy podchodzić na żaglach do kei, manwer awaryjny hamowanie grotem (i włąśnie tu myślałem, że będę się tarzał po kokpicie, ledwo, co zdusiłęm w sobie śmiech) manwer zapasowy pagaje.
Ogólnie, ten dzień obfitował w 4 obiady w tawernie i granie w karty + śmianie się z tych którzy nie zdali jeszcze teorii.
Prezer: Panie terlikowski, ucz sie pan, bo już siódmy raz pan podchodzisz i nijak to panu nie idzie.
Po egzaminie KWŻ zabrała nas do miasta, noc bosmańska wolne kubeczki, wszyscy piją co chcą, tylko tak, żeby nie było widać, jedni piją ze szczęścia bo są już marynarzami, inni zapijają smutki. Oczywiście większość skuła się jak można było. Trzeźwy (ja) ratował tych którzy byli najbardziej pijani, a Ci mniej upojeni starali się pomagać innym.
Mareczek poił wódę i popijał wódą, Piotrek to samo, Kubuś obalił 3 browary w 30 minut i padł, tj zasnął, Kasia, nazwijmy to tak, przedobrzyła, Boro, dotrzymał kroku, a Guguś, Guguś coś pił?
Ja, hmm, ja robiłem to co robiłem ]:->
A Kowal z Aśką i Olką próbowali opanować Mareczka, po tym jak już mu zabrali wódę i położyli go do łódki, musięli go namówić żeby spał..
Aśka: Mareczek śpij!
Mareczek: Ale nie chce!
Aśka: A co będziesz robił?
Mareczek: Nie wiem, chyba pójdę spać.
po pewnym czasie
Mareczek: Oho! słyszę Piotrka, ja chcę do Piotrka, on ma dla mnie wódę...
Przyszedł taki czas, gdzie i mi zachciało się spać, biorę śpiwór, ogarniam się do snu leżę. Nagle, czuje coś na nogach.
Euterbe, szeptem: Mareczek, Mareczek! Mareczek kurde, weź sie z moich nóg.
Zacząłem go kopać, w ogóle nie reagował, jakoś go zrzuciłem.
Słuchać taki pomruk.
Aśka: Czy to to o czym myślę?
Euterbe, zrywając się na równe nogi: Tak, masz farta że nie upiepszyłeś mi śpiwora!
Kolejny pomruk
Coś rusza się na dziobie, łódka się gibie, widać Mareczka przez sztorc klapę w samych bokserkach, zakłada trampki i idzie w strone kibla.
Euterbe: Odechciało mi się spać
Ogarnąłem się i poszedłem na Orkę, gdzie Boro dalej pił z Gugusiem.
Mareczek wrócił i poszedł spać dalej, tym razem na bakistach, bo Kowal wywalił materac, jego poduszkę i śpiwór z łódki, żeby nie dzibało..
Potem siedzę sobie na Orce z Borem, w tawernie jeszcze gra muzyka bo impreza wrze i nagle taka cisza i drze się Junior:
Zabiję go! Zabiję! Zabiję go kurwa! Gdzie jest siekiera? Kurwaa! Zabiję go! Trzymajcie mnie, bo go kurwa zabiję!
5 sekund ciszy
Zaczyna grać gitara, kieliszki się tłuką o siebie, wóda się leje, szaszłyki się smarzą, wszystko jak 10 sekund wcześniej.
Dodam tutaj, że Junior to był taki koleś, który siedział tam w 'PTTK u Andrzeja' 3 dni, 3 dni pił i przez te 3 dni nie było go w domu, ani razu, mimo że mieszkał 5 minut z tamtąd.
Tamto działo się nad ranem, ok. północy była zbiórka, wszyscy myślą że przypał, chrzest był
Viagra: Ee, to ja jestem ten, no, Zeus!
Janek: Naptun
Viagra: No tak, Neptun, no, jestem, ja
(a na imię mi Owłosiony fal!)
Kadra, chyba nie chcąc zostać zażygana, postanowiła spać na dworze, sami byli skuci, w każdym razie siedze sobie na Orce i ok. 5 rano widzę że obudził się Janek, potem, w dzień, rozmawiamy o nocy i mówi nam coś takiego:
Janek: Obudziłam się i myślę, co? oni już wstali? Patrzę na zegarek, piąta, a nieee, jeszcze nie śpią. I poszłam spać dalej.
Było tak, że Boro i Guguś, założyli się o to kto więcej wypije.
Boro- zaprawiony 19 latek, student z Warszawy
Guguś- pietnastoletni gimnazjalista, doświadczenie z alkocholem? od 13 roku życia
Obalili 6 browarów, Boro, lekko wstawiony, Guguś, świerzy jak o 20, a było koło 5 30
Guguś miał jeszcze jednego, Borowi się skończyły.
Boro obudził Kubusia i tak do niego:
Kubuś, Kubuś kurwa, proszę Cię jak kolega kolege, sprzedaj mi browara, błagam! dam Ci dychę!
Jakiś koleś z kadry innego obozu, stał akurat koło Orki, przyszedł minutę wcześniej: sprzedam Ci za 9 złotych
Boro: Kubuś proszę, proszę
Kubuś: Biesz kurwa i daj mi spokój!
Boro: Dzięki stary
Wychodzi ze środka i słychać tylko: Światło, kurwa, Boro, światło!
Prawdę mówiąc, nie wiem co to światło mu dało, bo było już tak jasno, że jej.
W każdym razie Boro i Guguś obalili tego 7 browara. Było koło 6, i postanowili że zrobią sobię herbatę, mięli zrobić mi też, poszedłem na moment do siebie na Malinę. Wracam, Guguś śpi na ławeczce a na podłodze stoi herbata, Boro zasnął koło schodów. Dla mnie herbaty nie było.
O 7 była podódka, tak więc, nie kładłem się spać. Rano jak się stanęło na kei to na jeziorze była taka smuga wymiocin, w całym porcie, i na kompielisku.
Przypał miał tylko Mareczek, bo nie posprzątał o sobie po tym jak sie zeżygał.
Dalsza cześć tej notki, jutro, dzisiaj nie dałem rady, sory wszystkim.
Subskrybuj:
Posty (Atom)