Ja wiem, wiem, że niektórzy już żygają żaglami po tym co musieli czytać wczoraj, jednak ten wyjazd miał 2 tygodnie, i sporo było.
Zacznę od tego, że płynęliśmy z Rucianej-Nidy, do Rynu i kiedyś trzeba było wrócić, tak więc musieliśmy mijać śluzę dwa razy. Powiem, jeszcze, że wątek z CKMem, wojna w Wietnamie, Us Marines i inne takie przewijały się dosyć często u nas na łodzi. Więc, wracając z Rynu, mijaliśmy śluzę, i Wietnam powrócił. Wypływamy ze śluzy, siedzę na dziobie, Kowal bierze bosak, kładzie mi go na ramię i zaczyna strzelać po krzakach. Oczywiście w tym czasie, jest pełno darcia, do Mareczka żeby strzelał bo pełno żółtków po krzakach się chowa. W momencie gdy, zaczęliśmy strzelać po łodziach, które było dość blisko nas, Janek zaczęła się do nas pluć, że co my robimy, kazała nam się uspokoić i wrócić do kokpitu.
Tej nocy cumowaliśmy w Rycianej-Nidzie w porcie. Pominę plujnie jaką urządził mi jakiś cieć tylko dlatego, że wlazłem gdzieś gdzie nie było nic, a było genialnie. Oraz pominę to, że jedną z pierwszych rzeczy jakie zrobiliśmy po zacumowaniu, poszliśmy zobaczyć straty jakie wyrządziliśmy Faryjowi próbując go zatopić, niewielkie.
Następny dzień, zaczął się od plujni. KWŻ przypluła się, że nie pływamy i że, niedługo egzamin i że zobaczymy, że się pojaramy. Kazała zrobić klar na jachtach i leciem.
Posprzątaliśmy Malynę, doszliśmy do wniosku, że naczynia umyjemy, tak jak zawsze, przed jedzeniem. Gotowi do drogi, czekamy na Janka. Z nudów, Kowal zaczął rzucać suchy chleb do wody, i zauważył że pełno ryb pływa wokoło. Postanowiliśmy jedną złowić. Wzięliśmy więc wiadro i zaczęliśmy rzucać nim na wiele sposobów, karmić ryby i wyciągać, sprawić żeby ryba wpłynęła do środka, nic to nie dawało, Koval przyczepił kromkę chleba na krawat i przywiązał do drabinki (potem o niej zapomnieliśmy i pływaliśmy z nią cały dzień, ale ćśśś!) Przy okazji, testowaliśmy wiele różnych metod rzucania chleba. Jak się mocniej zbije kulke chlebową, szybciej tonie i ryby pływają trochę bardziej pod lustrem wody. Właśnie gdy mięliśmy testować nową taktykę przyszedł Janek.
Janek: Łoho ho! jak tu czysto.
wchodzi na pokład, do kokpitu
Janek: A co to za syf tam?
Kowal: Naczynia
Janek: Ale co to tam robi?
Kowal: Stoi
Janek: Zmywać mi to, już!
Euterbe: Ale zmyjemy jak skończymy pływać, jak zawsze.
Janek: Zmywać!
Euterbe: Ale, ale..!
Koval: Zamknij się!
i my w brecht
Janek: Co? Eee.. dobra, nie ważne. zmyjcie to, już
Cóż, Mareczek z Kowalem poszli, zmyli i poszliśmy pływać.
W czasie pływania
Euterbe: Bez sensu te zmywanie było, właśnie nową taktykę ćwiczyliśmy.
Janek: Taktykę czego?
Euterbe: Ryby łowiliśmy, na wiadro, żeby obiad jakiś konkretny był.
Janek: No to trzeba było powiedzieć, inteligencie, to bym wam pozwoliła dalej łowić, no, skoro na obiad...
Tego dnia rozbijaliśmy się w okolicach 'PTTK u Andrzeja' pod wieczór przycumowaliśmy do kei zrobiliśmy sobie obiadek. Po nim mięliśmy popłynąć na bindugę na drugą stronę jeziora. Próbujemy odpalić silnik, w końcu najlepsza łódka w całym obozie. Nie działa.
No to co? Jedziem na pagajach 6cio metrową krowę. Daliśmy radę do połowy jeziora, dalej pociągnęła nas Viagra. Następnego dnia, Janek była gdzieś tam to KWŻ z Viagrą postanowili nas wypchnąć na środek tam gdzie byliśmy. Poza tym, że fajnie się bujało bez Janka na łódce, ale trzeba było szybko wracać na pagajach na brzeg.
Ce.De.eN...
mam dosyć ^^
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz